środa, 3 sierpnia 2011

Poranek

Już nie taki wczesny. Za ścianą od siódmej wiertarka udarowa. A u mnie furkot maszyny, rmf classic, aromat kawy zbożowej, 1,5 kg Szczęścia (tak tak, taka już jest duża) rozpychające się w brzuchu, a za oknem nareszcie słońce. To pewnie wyruszająca dziś pielgrzymka dominikańska sprawiła, że nie pada.
Wczoraj wyszłam na chwilę, co zaowocowało poniższymi łupami :D

Dziecięce, mięciutkie flanelki za 10 zł/metr, wybór duży, żal było nie kupić. Coś będziemy kombinować z nich.

Niebieskie różności, bawełna, mam pomysł już ale potrzebuję dostawy z Czernichowa, więc chwilę poczekają
.

I wiosenne takie.

A żeby nie było posta bez moich wytworów, to prezentuję uszyte jakiś czas temu butki. Miałam plan szycia ich hurtowego, ale okazały się dość pracochłonne i nie opłacalny ten biznes byłby. Więc są trzy pary, jedne zostawię dla Małej, a pozostałe jakoś opylę w przyszłości :)

Wracam do maszyny :)

3 komentarze:

AnaYo pisze...

Kapucie te choć niepozorne rzeczywiście są dość pracochłonne. Ja także na razie zrobiłam tylko trzy pary, bo na więcej już nie miałam ochoty, a tymbardziej że każde zszywała trochę inaczej (choć wszystkie wyglądaja tak samo)

P.S.Tkaninki naprawdę ładne, można z nich stworzyć prawdziwe śliczności.

Unknown pisze...

Och, a skąd takie śliczne flanele? Poproszę namiary na sklep. :)

Kasiowa pisze...

Ojeju jeju ja też bardzo poprosze namiary na miejsce gdzie nabyć można takie niebiański desenie....pozdrawiam kasia dudek