Już nie taki wczesny. Za ścianą od siódmej wiertarka udarowa. A u mnie furkot maszyny, rmf classic, aromat kawy zbożowej, 1,5 kg Szczęścia (tak tak, taka już jest duża) rozpychające się w brzuchu, a za oknem nareszcie słońce. To pewnie wyruszająca dziś pielgrzymka dominikańska sprawiła, że nie pada.
Wczoraj wyszłam na chwilę, co zaowocowało poniższymi łupami :D
Dziecięce, mięciutkie flanelki za 10 zł/metr, wybór duży, żal było nie kupić. Coś będziemy kombinować z nich.
Niebieskie różności, bawełna, mam pomysł już ale potrzebuję dostawy z Czernichowa, więc chwilę poczekają
.
I wiosenne takie.
A żeby nie było posta bez moich wytworów, to prezentuję uszyte jakiś czas temu butki. Miałam plan szycia ich hurtowego, ale okazały się dość pracochłonne i nie opłacalny ten biznes byłby. Więc są trzy pary, jedne zostawię dla Małej, a pozostałe jakoś opylę w przyszłości :)
Wracam do maszyny :)